niedziela, 11 sierpnia 2013

..::sześć - niedziela

Właściwie byłam zadowolona z tej niedzieli. Choć to jak do tej pory najgorsza niedziela 'niedietetyczna' od 1 lipca.
Zaspałam i miałam tylko 20 min na ogarnięcie się. I okazało się, że bluzka, którą planowałam założyć, wygląda jakims cudem jak psu z gardła, a jeszcze wczoraj wcale tak nie wyglądała. I moje włosy wyglądają jak stóg siana, a są na tyle krótkie, że nawet ich spiąć nie można. I dlaczego te spodnie lecą mi z tyłka, jak miałam w nich iść?? Nie no, dobra. To ostatnie to akurat mile było :). A w lodówce na śniadanie nie ma nic (oprócz jajek, musztardy i kartonu mleka), bo coniektórzy (niestety: coniektórzy=ja) nie zrobili wczoraj zakupów.
Żelazka poszły w ruch (to do bluzki i to do włosów), do spodni założyłam pasek i zdążyłam nawet jedno jajko usmażyć i zjeść (Na stojąco. Nie wolno jeść na stojąco! No w sumie to ja na 'chodząco' jadłam.) na śniadanie i wypić pół filiżanki herbaty. I spóźniłam się tylko 3 minuty. Zapomniałam tylko o tuszu do rzęs, a jam ci naturalna blondynka, więc i rzęsy blond.

Wróciłam. A na liście 'spraw do załatwienia w drodze powrotnej' były (niestety) zakupy.
I nawet to, że kupiłam croissanta do kawy na drugie śniadanie, było ok. Niecałe 100 kcal z mojego porannego jajka (bo smażone na wiórku masła), 220 kcal z croissanta i 50 kcal z kawy (ach to mleko) nie przekroczyło 450 kcal za pierwsze i drugie sniadanie (ha! I wiem to bez wagi, co pokazuje, że się uczę, choć ciągle błądze i moja silna wola ciągle jest słaba o czym później). I nawet te na oko 200 g winogron podjedzone miedzy II śniadaniem a obiadem mogłam sobie darować. I przy obiedzie byłam grzeczna. I jak dowiedziałam się, że na podwieczorek jest planowany sernik, to przedłużyłam trasę rowerową, żeby mieć czyste sumienie, gdy zostanę nim poczęstowa. Bo sernika nigdy nie odmawiam w niedziele ;). Na kolacje zjadłam wzorowe dwie kanapki.
I co? 21.30. Skończyło się ściągać Perception. Megi akurat znalazła się w kuchni. I jakoś tak wróciła przed komputer z dwiema niezbyt rozsądnych rozmiarów kanapkami z białego(!) chleba z serem pleśniowym(!) i czarnymi oliwkami. (A ser miał być do zapiekanki makaronowej za tydzień.) Nie do końca wiem jak to się stało. Ale jak skończył się odcinek, to leżał przede mną talerzyk i kubek po herbacie. Więc najwyraźniej musi być to prawda :(. No i słoik z oliwkami jest otwarty. I sera prawie 1/3 zniknęła. Dowody mówią same za siebie i w dodatku zeznają przeciwko mnie.

Od jutra znów 'rygor' kaloryczny. A ja mam nadzieję, że z następnej niedzieli będę zadowolona od początku do końca.
No i hej, w końcu pojeździłam sobie rowerem fajnymi, wiejskimi drogami częściowo wśród lasów, więc przecież było miło :)

M. M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz